Zaskoczeni? Właśnie tak to się zaczęło. Ten dzień był tak naprawdę maksymalnie pechowy. I to od samego początku. Najpierw wyrolowałem się sam, zapominając o zmianie czasu. Budzik nastawiłem na 9 z myślą o wyjeździe około 10. Jak zadzwonił o 9 to już była 10 na stary czas. Godzina w plecy. Jak się ogarnąłem i zapakowałem, co zeszło mi dłużej niż planowałem, była 10:30. Ruszyłem więc w kierunku Tangenziale Est Milano i po przekroczeniu bramek znów kląłem pod nosem. Korek jak 150 już na zjeździe na autostradę. Myślę, remontują zjazd, ale nie – A4 MI – VE (po 4 pasy w jedną stronę) stoi, lub jedzie 10km/h. Cudo. Kolejne 40min w plecy. Zjeżdżam najbliższym zjazdem, gdzie oczywiście pomimo totalnego zakorkowania kasują pieniążki. Ciekawe co było przyczyną. Myślę sobie – trudno, trzeba jechać wiejskimi drogami, co samo w sobie normalnie, wydłuża podróż o kolejne 40min w porównaniu z niezakorkowaną autostradą. To oczywiście nie mógł być koniec pecha. Po zjeździe z autostrady i wyjechaniu z pierwszej wioski zaczyna się to co widać na powyższym zdjęciu. Skutek? 50-60km/h max. Kumulacja nie z tej ziemi. Ostatecznie ląduję nad Gardą około 14 (15 na czas letni!!!). Po drodze kilkakrotnie myślałem, żeby odpuścić. Na szczęście coś mnie powstrzymało.