EDELWEISSSPITZE / GROßGLOCKNER

ZIMOWE WSPOMNIENIA

15 stycznia 2015 by in category Szosa tagged as , , with 0 and 7
Home > Szosa > Edelweissspitze / Großglockner

Jeżeli czytaliście podsumowanie sezonu 2014, to pewnie już wiecie, że zima nie jest moją ulubioną porą na jazdę na rowerze. W jeden z leniwych, zimowych wieczorów przyszedł pomysł na stworzenie tego bloga, więc w kolejne zimowe, leniwe wieczory trzeba tą inicjatywę podtrzymywać. Zwłaszcza że zaczynając pisać go w zimie, jest sporo tematów z przeszłości, które definitywnie warto opisać. I tak będzie również tym razem. Napiszę Wam co nieco o przeszłości. Będzie to 2013rok, kiedy to wybraliśmy się z Magdą, Konradem, Piotrem, Bartkiem i Marcinem na najdłuższe jak do tej pory rowerowe wakacje.

A minęły one dość szybko. Po drodze odhaczyliśmy 3 bazy noclegowe w 2 alpejskich krajach. Zaliczyliśmy kilkanaście przepięknych przełęczy i jeden, osamotniony na ich tle szczyt. I właśnie o tym szczycie będzie dziś materiał. Akcja dzieje się w Austrii, początek to Zell am See a cel to Edelweissspitze. Dziwna nazwa, trzy eski pod rząd. Ze zdjęciami niestety będzie lipa bo miałem tylko telefon.

Na początek kilka faktów, dla tych, którzy nie mają w głowie każdej europejskiej góry i nie zaprzątają sobie pamięci cyferkami. Edelweiss to kawał podjazdu. Może nie tak spektakularny jak włoskie przełęcze ale zdecydowanie posiadający własny, specyficzny charakter. Należy do Strava Classic Segments i wg ich miary, liczy sobie 19km i prawie 1700m pionu co daje 9% nachylenia. Patrząc jednak na dane barometryczne, cyferki troszkę spadają. Faktem jest, że ostatnie ~14km to trzymające sztywno >10%, bez ścianek, które lubią procenty zawyżać. Ostatnie 1,8km z kolei, to brukowana, boczna droga na sam szczyt Edelweissspitze, która potrafi ostro dać po rękach na zjeździe. Sam podjazd można też zacząć liczyć odrobinę wcześniej niż Strava, np od Fusch. Wtedy wyjdzie ~22km.

Długość: 19km

Przewyższenie: 1700m

Nachylenie: 9%

Dach: 2571m.n.p.m.

Sama trasa ku przełęczy Hochtor różni się znacznie od wąskich przełęczy we Włoszech czy Szwajcarii. Tutaj mamy prawdziwą autostradę. Większą część trasy droga jest bardzo szeroka, w systemie 2+1. Często można spotkać tutaj zakamuflowane prototypy niemieckich samochodów, ciągnące ciężkie przyczepy podczas testów obciążeniowych. Motocykliści dzięki dużej szerokości asfaltu jeżdżą bardzo szybko, samochody sportowe jeszcze szybciej. Ruch generalnie jest dość duży, pomimo tego, że wjazd na przełęcz dla pojazdów silnikowych do tanich nie należy. I na tym wady się kończą. Przechodzimy do świata kolarskiego.

Widoki? GENIALNE! Rozległe doliny, przepiękne górskie szczyty pokryte śniegiem, lodowce, niemalże przytłaczająca przestrzeń. Droga pnie się ku górze spokojnie, bez ostrych zakrętów. Serpentyny są szerokie i trzymają gradient. Brak jakichkolwiek krótkich ścianek. Pozwala to utrzymać równe tempo przez cały podjazd. Mnie udało się go pokonać w 2h z sekundami. Bartek natomiast przeszedł samego siebie. Na 2013 był królem tej góry. W tym momencie przeskoczyły go tylko 2 osoby. Przez ponad 1,5 roku trzyma już podium na jednym z najtrudniejszych europejskich podjazdów. Gratulacje B!

Zróbmy sobie teraz przerwę na kilka zdjęć. Tak jak pisałem wcześniej, szału nie ma ale wydaje mi się, że klimat można uchwycić. Ciekawostką są zdjęcia z teleskopu. Telefon przyłożony do wizjera dał całkiem ciekawy efekt. Z resztą, zobaczcie sami:

Ciekawostka: Na szczycie znajduje się kamera, która robi panoramiczne zdjęcia co 10 minut. Zdjęcia te przechowywane są w archiwum, które można przeglądać w necie. Jeśli kiedykolwiek będziesz na Edelweissspitze, nie zapomnij o tym a będziesz miał fajną pamiątkę!

 

KLIK!

Zjazd. Tutaj jest bardzo komfortowo. Oczywiście jak zjedziemy z bruku na szczycie. Równy asfalt umożliwia szybki i pewny zjazd. Zakręty są szerokie, nie ma gwałtownych dohamowań. Niektórzy powiedzą że wieje nudą. Ja po crashu kilka dni wcześniej, rozkoszowałem się tym zjazdem. Na końcu MP miał małą przygodę. Pisze to ku pamięci. Rów i dziura w nodze – było nieźle! 🙂

Koniec końców Hochotor to po prostu droga jak w Austrii – równa, uporządkowana, szeroka i bezpieczna. Choć z drugiej strony zauważyć trzeba, że w Austrii takich dróg jak ta jest bardzo mało. W porównaniu do Francji, Włoch czy nawet Szwajcarii, alpejskich przełęczy jest tam jak na lekarstwo. Może dlatego bije ona rekordy popularności a i kasa na bramkach na dole spływa strumieniami. Bo komu z rozwiniętym mięśniem piwnym, chciałoby się zasuwać na górę na rowerze za darmo? Na pewno nie mi – nie mam mięśnia piwnego. 🙂

53x11.pl - BLOG KOLARSKI | Stworzył i prowadzi Michał Masłowski | Wdrożenie: Strony i sklepy internetowe WordPress Rzeszów