Home > Sport > Inne kolarstwo

Piłkarze mają swoją Maracane, koszykarze – Madison Square Garden. W zasadzie z każdym sportem są związane jakieś kultowe obiekty. Kolarz, zapytany o miejsca szczególne z pewnością zacznie wymieniać słynne przełęcze, szczyty, szlaki. Czasami wydaje mi się, że zapominamy o „zamkniętej” odmianie kolarstwa. Sam również się na tym łapię. W tym roku polscy kolarze torowi przywieźli do kraju 5 wspaniałych medali ME. Tam, na torze, bój toczy się przy okrzykach tysięcy osób otaczających owalną arenę a rozgrywka jest niesamowicie emocjonująca.

Dlaczego o tym wspominam? Przede wszystkim dlatego że dość ciekawie połączyły się dwa fakty w ostatnim czasie. Pierwszy to wspomniane powyżej mistrzostwa Europy. Drugi to 80-lecie jednego z najbardziej kultowych welodromów świata – Vigorelli w Mediolanie i związany z tym faktem event, w którym miałem przyjemność uczestniczyć.

Welodrom Vigorelli jest jednym z włoskich monumentów kolarstwa, doskonale znanym na całym świecie. Padały tu rekordy godzinne takich sław jak Coppi, Anquetil, Olmo, Rivière czy Baldini. Finiszowały kilkukrotnie kolraskie wyścigi Giro d’Italia czy Giro di Lombardia. Nie jedna karta historii została zapisana na Velodromo Vigorelli. Można było tu kibicować m.in. takim sławom jak Antonio Maspes, Eddy Merckx i Francesco Moser.

I w tym momencie na welodrom wchodzę ja. W niedzielę, 25.10.15. Co widzę? Oprócz około 200 rowerzystów skupionych w okolicy rejestracji do eventu, przechodząc dalej widzę piękny, aczkolwiek niszczejący, drewniany owal, z wypłowiałymi napisami MAPEI i gdzieniegdzie powyłamywanymi, spróchniałymi deskami. Tym razem odrobiłem zadanie domowe – wiedziałem jaką historię niesie ze sobą to miejsce.

Coppi i Bartali na finiszu Giro d'Italia

Przeskok popularności kolarstwa z torowego na szosowe w latach 70 i 80 oznaczał ciężkie czasy dla welodromów. Popularny we Włoszech Vigo, nie był pod tym względem wyjątkiem – z roku na rok wykorzystywano go do celów sportowych w coraz mniejszym stopniu. Welodrom dwukrotnie – w latach 1985 i 1988 – doświadczył naruszenia konstrukcji budowlanej co jeszcze bardziej rzutowało na ilość wydarzeń odbywających się na torze. Ostatni wyścig kolarski odbył się na Vigo w 2001r.

Francesco Moser bije rekord jazdy godzinnej.

Dziś, można oglądać tam mecze futbolu amerykańskiego, dzięki czemu obiekt nie jest całkowitą ruiną. W ciągu ostatnich kilku lat grupa lokalnych miłośników kolarstwa, poparta przez prosów takich jak Elia Viviani, Gianni Bugno czy Brian Cookson wywarła na władzach miasta na tyle duży nacisk, że po uprzednich przebojach i przy okazji światowej wystawy expo udało się uzyskać 18mln Euro dofinansowania na odbudowę toru. Pieniądze wpłaci developer pobliskiego kompleksu City Life – ogromnej, wartej ponad pół miliarda Euro inwestycji, której budowa przebiega obecnie w Mediolanie. Co najlepsze, jednym z postulatów grupy Comitato Velodromo Vigorelli jest zachowanie drewnianej nawierzchni toru.

Po remoncie tor ma być ogólnodostępny a głównym przeznaczeniem obiektu ma być kolarstwo, pobocznym zaś futbol amerykański. Remont ma rozpocząć się w przyszłym roku i trwać około 2 lata. Być może jeszcze zdążę pojeździć po odnowionych deskach Vigo.

Wracając do samego eventu. Za 5 euro wpisowego dostawało się śniadanie w Upcycle Cafe Milano (rewelacyjne miejsce) – wypieki, kawa, herbata oraz lunch w Muzeum Ghisallo (jeszcze bardziej rewelacyjne miejsce) – dwa „dania” + jabłko + piwko, no i wejściówka do muzeum (sama wejściówka normalnie kosztuje 6EUR). Event polegał na tym, żeby pokonać w grupie trasę z Velodromo do Muzeum. Grupa oczywiście się podarła ale i tak większość trasy, której nie znałem, pokonałem z jakimiś ziomkami. Ciekawostką jest to, że po drodze mijaliśmy SETKI rowerzystów. W porównaniu z polskimi warunkami to jest coś nie do pomyślenia. Polecam analizę FlyBy i zaznaczenie wszystkich osób poprzez Select All. Do tego trzeba pewnie liczyć, że część, o ile nie większość z kolarzy, których mijałem nie używa Stravy.

Ostatecznie do muzeum dotarłem w miarę z przodu, przed większością kompanów z Vigo. Szybciutko opędzlowałem jedzenie i piwko aby udać się na zwiedzanie ekspozycji. Nie opiszę wszystkoego krok po kroku. Muzeum jest po to, żeby je odwiedzić. Na zachętę – można znaleźć tam rowery takich sław jak Pantani, Merckx, Coppi, Bartali czy Moser. Do tego koszulki mistrzów świata w tym Kwiatka, koszulki zwycięzców Giro, historyczne gazety, rowery militarne, i masę innych kolarskich artefaktów.  Zdecydowanie miejsce warte odwiedzenia. Obok muzeum znajduje się kaplica o której pisałem wcześniej.

Koniec końców dzień bardzo pozytywny. Poznałem kilka osób, zwiedziłem muzeum, zjadłem dobre jedzonko a na koniec uciekł mi pociąg przez co kiblowałem godzinę na dworcu z kilkoma kompanami niedoli. Przynajmniej kawa w dworcowym barze była świetna. We Włoszech chyba nie da się wypić kiepskiej kawy.

53x11.pl - BLOG KOLARSKI | Stworzył i prowadzi Michał Masłowski | Wdrożenie: Strony i sklepy internetowe WordPress Rzeszów